-Nie boisz się, że cię zaatakuję?- spytała, a rysy na jej pysku złagodniały, choć wciąż była ustawiona w pozycji bojowej. Westchnąłem głośno i mruknąłem następujące słowa:
-Łapy niżej, ustaw się w łuk. I skoro chcesz mnie zabić, to czemu nadal tam stoisz? Ach, poza tym, połóż uszy po sobie. Pazury w ziemię... Jednak nie taka z ciebie wojowniczka, prawda, Angelinn?- mocno zaakcentowałem jej imię, a owa "wojowniczka" znieruchomiała.
-Skąd znasz moje imię, bydlaku?- syknęła, uśmiechając się leciutko. Na kilometr było czuć od niej stres. Uwielbiam wręcz, jak jakaś waderka się wścieka. Są takie niewinnie i wyglądają jak idiotki.
-Oj, dlaczego się tak stresujesz, misiu? Przecie ja zwykły wilk. Nic ci nie zrobię oprócz tego, że wyrwę ci gałki z oczodołów i wepchnę pod pachy...- zaśmiałem się, robiąc szyderską minę.- Zatkało cię, złociutka?- dodałem. Angelinne była dość zmieszana. Rozluźniła się trochę. To dobrze.
-Zamiast tak stać, ciesz się chwilą. Patrz, jakie piękne słońce! I ptaki ćwierkają...- mówię. Wadera prycha. W końcu na jej pysku pojawił się prawdziwy, dziecięcy uśmiech, lecz prawie że niewidoczne.
-Tylko pół metra ode mnie. Nie chcę złapać wścieklizny, albo coś.- opieram się o drzewo, pokazując łapą na miejsce obok.
-Wolę zostać tutaj...- oznajmia i kładzie się na ziemi. Patrzy się na mnie wzrokiem żebraka.
-Ach, dobra, dam ci coś. Poczekaj tu.- burczę. Wstaję z gleby i otrzepuję się. Po chwili przynoszę jej młodą sarnę.
<Angelinne? Sorry, że krótkie ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz