środa, 29 kwietnia 2015

Nowy członek!

Powitajmy pierwszego basiora w klanie Bright Warriors, Tyona!


Szczęście po­dob­ne jest do mo­tyla - nig­dy nie go­ni za człowiekiem, tyl­ko człowiek za nim.

Od Imogene

Chmury na niebie ciemne i ciężkie. Jakby chciały przygnieść wszytko, zrównać z ziemią. Dookoła mnie drzewa. Jednak wiem że niedługo wyjdę z tej gęstwiny, dziczy. Powietrze było ciężkie. Szłam jeszcze kawałek a pierwsze krople deszczu spadły na mnie. To był tylko moment a z mżawki zrobiła się ulewa. Coś mignęło mi na niebie. To błyskawica. Nie minęła minuta a rozbrzmiał się potężny grzmot. To burza. Tak wygląda mój kolejny dzień tułaczki. Uparcie szłam na przód. Nie poddam się ! Bez.względu na wszystko, będę parła na przód. Nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek. Dopóki starczy mi sił. Właściwie.. który już dzień przemierzam ten świat? Nie wiem. Który tydzień ? Nie wiem. Który miesiąc ? Nie wiem. Który rok? Nie wiem. Odkąd opuściłam moją rodzinną krainę, krainę jasności, nie liczę się z czasem. Po prostu idę szukając domu, watahy. Chcę w końcu zaznać spokój i zapomnieć o przeszłości. Muszę zapomnieć za wszelką cenę. Chcę zacząć wszystko od początku. Ale czy to możliwe? Nie spotkałam watahy, do której mogłabym dołączyć. Spotykałam tylko małe rodziny. Te wilki czuły, że ze mną jest coś nie tak. Wyganiały mnie. Nie miały do mnie zaufania. Z czasem przestałam wierzyć że kiedykolwiek znajdę watahę. Watahę w której założę rodzinę, gdzie umrę ze starości. Może dożyje czasu kiedy moje dzieci będą miały dzieci? To się okaże. Nagle wyszłam z lasu a błyskawica trafiła w drzewo nieopodal. Zmarszczyłam czoło. Ruszyłam dalej. Maszerowałam stąpając po wielkich kałużach. Wiatr powiał w moją stronę. Nie zatrzymałam się. Wiatr powiał jeszcze mocniej. Sapnęłam niezadowolona. Po chwili zacisnęłam zęby. Nic mnie nie zatrzyma. Nic! Szłam jeszcze kawałek a burza sobie poszła. Deszcz przestał padać a ja mogłam spokojnie iść. Nie wiadomo skąd wyskoczyła mi przed nosem jakaś bestia. Zerknęłam na nią. Biegła w moją stronę. Zaczęłam stosować na nim iluzję bólu. Potwór zaczął zwalniać coraż bardziej, a w końcu padł nieżywy na ziemię. Cała akcja potoczyła się szybko a ja padłam wyczerpana. Kiedy się obudziłam było pod wieczór. Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi. Westchnęłam cicho. Wstałam i wytrzepałam się z wszelkiego kurzu. Rozejrzałam się. Stworzenie dalej tam leżało. Dopiero teraz, gdy odpoczęłam, poznałam je -  Mordoris. Wstałam, obeszłam truchło i zaczęłam węszyć za jakąś zwierzyną. Żeby być silna muszę coś zjeść. To normalna kolej rzeczy. Nagle poczułam coś. To.. to sarna! Zaczęłam kierować się w stronę zapachu. Po chwili zapach był coraz to mocniejszy. Podkradłam się. Obok mnie powstał świetlny pocisk. Nakierowałam go na szyję ofiary. Wystrzeliłam go swoją wolą umysłu. Trafiłam w cel a sarna padła martwa. Podbiegłam do niej. Zaczęłam ją zjadać. Jej mięso było takie dobre... Po posiłku ruszyłam dalej. Wiatr teraz był delikatny. Rozejrzałam się. Zauważyłam w oddali grupkę poruszających się wilków. Od razu poszłam do nich. Za nich ich dogoniłam minęło parę ładnych minut. Dogoniwszy ich zapytałam:
-Kim jesteście? To wasze tereny?

< Ktoś z założycieli Wielkich Klanów może? 8) >