Zdarzenia z przeszłości zrujnowały mi życie. Straciłem matkę, ojca i rodzeństwo. Co do ostatniego nie jestem pewien, bo sam ich nie pamiętam. Chociaż mówiono mi, że gdy zbliżę się do swego rodzeństwa, stanie się coś... Dziwnego.
Klejnoty zapłoną i będzie wiadomo. Ale... Jakie klejnoty? I ogień? Boję się o swoje cenne futro... Lecz strach nie należy do mojej natury, spokojnie, nie masz się czego bać, Racoous. No chyba że piór i odkrycia swojego wieku. Nie chcę, by ktoś się dowiedział, jaki jestem młody. Straciłbym swoją reputację, nie byłbym już takim groźnym przeciwnikiem. Dlatego potrzebowałem kogoś zaufanego. Coś w rodzaju watahy i sprzymierzeńców tymczasowych.
Widzę ciemność. Ponownie, jak przed tym strasznym wydarzeniem z młodocianych lat.
I tylko to. Jakby świat zniknął. Mrok wdziera się do mojej duszy, zamykając mi całkiem oczy. Dobre rzeczy i jasność przestały istnieć, wyparowały. Jednak moja jedna, mała cząsteczka domaga się zmian. Ta dobra cząsteczka sprawiająca, że nie zabijam każdego na mojej drodze. Chociaż... Byłoby fajnie. Tak tłuc i bić, nie koniecznie gwałcić. Poczuć ten dreszczyk adrenaliny i szoku... I... i...
Palić.
Rabować.
Niszczyć.
I po kiego grzyba komuś dobro? To tylko cecha, która robi z wilka uległego osła. Wtedy wahasz się zabić nawet swojego największego wroga. I co z tego, że zgwałcił twoją siostrę, ukradł popcorn i zjadł ulubioną świnkę morską? Ty i tak go oszczędzisz, bo jesteś słabiakiem. Tak.
~*~
Siedzę pod drzewem. Dość dużym. Światło próbuje się dostać do mnie, omijając badyle i liście. Wokół rośliny wije się mały strumień. Czuję zimno na karku. Odwracam się. Niczego nie widzę, lecz w kniei coś się porusza. Jest białe i wygląda jak mgła. Na czymś w rodzaju "głowy" migoczą dwa, czerwone punkciki. Szczerzę swoje kły, sierść jeży mi się na karku. Widziałem gdzieś już tego rodzaju duchy. Ale one nigdy się nie pokazują w dzień, a w dodatku komuś żywemu.
|
[...] Ma czarne futro, jakby kaftan z nocnego nieba... [...] |
-Wyjdź. Z. Krzaków.- warczę. Biała mgła zbliża się do mnie, lecz dzieje się coś dziwnego. Materializuje się. Robię wielkie oczy i oglądam jego przemianę. Przede mną stał wilk. Dokładniej wadera. Ma czarne futro, jakby kaftan z nocnego nieba. Perłowe oczy patrzą na mnie spod szarawej grzywki.
-
So... See you later.- szepnęła w innym języku i zniknęła. Język dwunogów. Coś czuję, że ta imprezka się rozkręci. Musnęła mnie jeszcze nosem przed zdematerializowaniem. Biała mgła pojawiła się ponownie, ginąc gdzieś w lesie. Mrugnąłem kilka razy, by upewnić się, czy czasem nie jestem w jakimś transie, albo coś. Łapy mi drżą. Nie wiem, czy ze... Ekhem. Strachu, czy też z zimna. Przełknąłem ślinę i ponownie padam na ziemię. Ponownie ciemność. Ponownie cisza.
~*~
-Hallo? Hallooo?- słyszę wołanie. Otwieram powoli oczy i rozglądam się dookoła. Skała, dziwne napisy, dokładniej starożytne runy. Potrafię je rozczytać, ale w tamtej chwili mój mózg i logiczne myślenie się wyłączyło. Nagle czuję, że cała łapa mi pulsuje. Tak. To te samo miejsce, w które dotknęła mnie tajemnicza istota z lasu. Ale chwila, co to za głos, który słyszę? Skierowałem swój wzrok w stronę dźwięku. I widzę ponownie waderę. Jest czarna, tak jak tamta zjawa. Tyle, że ona ma żółtawe włosy i kokardkę. Oraz uśmiech, którego duch nie powinien mieć. Odetchnąłem z ulgą.
Wtem widzę blask na mojej łapie. Moje "frotki" się świecą, tak samo kokarda wadery. Zrobiłem zdziwiona minę.
-W-Widzisz to, co ja?- spytałem, nie mogąc oderwać wzroku od świecącej frotki.
-Ale co?- odpowiedziała.- Nie zagaduj mnie. Lepiej gadaj, kim jesteś!- dodała, pokazując kły. Zdziwiło mnie, iż wilczyca nie widziała tego, co ja. Moja frotka pulsowała i świeciła mocniej za każdym razem, gdy tajemnicza osóbka zbliżała się do mnie. Im była dalej, to gasiła swój blask.
-Jestem Racoos! Wojownik Mroku!- oznajmiłem, przyjmując postawę. Byłem gotowy do ataku nieznajomej, tak na wszelki wypadek.
-Mrok...- szepnęła i odsunęła się. Po chwili jednak mruknęła odważnym tonem:
-Ja zwę się jak się zwę. Jestem alphą Fierry Glass.- przewracam oczami.- Póki nie dołączysz, me imię jes...- nie dokończyła.
-Tak tak, bla bla. Wiesz co? Nie chce mi się ciebie słuchać. Ja także jestem alphą. I nie podskakuj mi!- warknąłem. Alpha położyła uszy po sobie. Zaśmiałem się cicho w duchu.
-A teraz idź, pókim dobry.- wilczyca ruszyła ku wyjściu z nieznanego mi miejsca.
-Dobra, to gdzie jesteśmy...?- powiedziałem sam do siebie. Począłem się rozglądać. Skały, runy, woda. Ach, no tak. Moje tereny M.G. Wiedziałem, że ten zapach jest znajomy. Pachniało grozą, śmiercią i smutkiem. Zapachy dla mojego nosa. Lepsze niż Avon.
-Panie...- ponownie coś usłyszałem. Wadera. Znajomy zapach- ponownie.
-Moshau! Czemuż ją tu wpuściłaś!?- ryknąłem, ale nigdzie nie mogłem dostrzec wyroczni. A tu ni z gruszki ni z pietruszki ni z du*py pojawiła się za mną.
-
Magiczne światło i wilk w mroku spowity idą w tan. Ważna ta osoba, wkrótce przekonasz się o tym sam.- wytłumaczyła zagadką.
-Jak ja mam kur*a to zrozumieć!?- burknąłem.- Dlaczego...!? Co?- odwracam się. Moshau zniknęła.
-Kur*a.
-A panu tak ładnie przeklinać?- ile tych głosów?! WPADAM W SCHIZOFREMIĘ!?
-Stul twarz.- powiedziałem spokojnym tonem.
<Raczysz odpowiedzieć, tajemnicza osobo?>